Witajcie kochani :P Wróciłam i zaczynam nowego bloga :D
http://raised-over-sky.blogspot.com/
Wszystkich zainteresowanych zapraszam do zaglądania i komentowania :P
Trzymajcie się, oby do czerwca :D
Together forever- The story of a love.
Ron Pope- A drop in the ocean
środa, 13 maja 2015
piątek, 5 września 2014
Epilog
Kropla za kroplą spadały na szpitalną podłogę. Nie mogłam zapanować nad tym zresztą już nie pierwszy raz zdarzała się taka sytuacja. Jednak teraz to coś innego nie chciałam przestawać pragnęłam, aby ta chwilą trwała wiecznie...
-Robert ? Co Ty wyprawiasz ?
-Jak to co aniołku ? Kocham Cię najmocniej na świecie- powiedział jak zwykle spokojnym i opanowanym głosem delikatnie przeczesując dłonią włosy
Podszedł do mnie w swoim czarnym, połyskującym garniturze z małym bukiecikiem w ręce. Był tak blisko, że czułam jego oddech i słyszałam rytm jaki wystukuję jego serce.
-Marika wyjedzie za mnie ?- zapytał patrząc mi prosto w oczy po czym uklęknął na prawe kolano
-Ja tak strasznie Cię kocham..Oczywiście, że tak- odparłam co zostało nagrodzone brawami przez naszych przyjaciół, którzy stali w rogu sali
-Tylko nie myśl, że możesz mnie, a w zasadzie już nas zostawiać- odparłam ze łzami w oczach
-Co ? O czym Ty mówisz ?
-Robert ja jestem w ciąży będziemy mieli dzidziusia- odparłam i przytuliłam bruneta jak najmocniej umiałam
-Aniołku tak strasznie Cię kocham- wyszeptał mi do ucha
Ta chwila mogła trwać wiecznie. Strasznie go kochałam i już teraz wiedziałam, że bez niego bym sobie nie poradziła. Przecież ktoś może powiedzieć, że to tylko mężczyzna wysoki, przystojny z niebieskimi oczami, ale tylko i wyłącznie mężczyzna. Jednak dla mnie on był całym światem wiedziała, że to dla niego każdego dnia będę wstawała i uświadamiała sobie, że muszę walczyć. Dla niego bo on tego pragnie, a ja mu nie mogę odmówić bo go strasznie kocham bo jest mój. To za niego oddałabym życie i zniosła wszystkie porażki i niepowodzenia. Bez niego nie byłoby mnie, nie byłoby tego wszystkiego czego potrzebowałam, aby normalnie funkcjonować.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale trzeba pana przygotować do operacji
-Tak oczywiście już idę
-Kochamy Cię Robert
-Ja też Was kocham aniołku
-Pamiętaj nie zostawiaj nas, masz dla kogo żyć
-Wiem to- odparł i pocałował mnie po czym wyszedł z sali
Po tym jak piłkarz opuścił pomieszczenie podzieliłam się dobrą nowiną z przyjaciółmi. Wszyscy zareagowali tak samo jak Robert nawet chłopcy mieli łzy w oczach...
Minęło 2 godziny, a nadal nic nie wiadomo. To siedzenie mnie zabija. Nie mogę tak bezczynnie siedzieć bo zaraz oszaleję- pomyślałam
Minęło sporo czasu kiedy w drzwiach pojawił się lekarz.
-Operacja się udała. Wszystko jest pod kontrolą. Jeszcze raz gratuluję- powiedział i uścisnął moją dłoń
Minął rok. Cały okrągły rok, a my z Robertem jesteśmy tacy sami jak wcześniej. Oprócz tego mamy jedno szczęście więcej, które ma na imię Antoś. Robert jest wspaniałym tatą i niesamowitym mężem. Kochamy się jak nigdy dotąd te doświadczenia zmieniły całe nasze życie. I pomyśleć, że to przez nieszczęśliwą miłość z Natanem wyjechałam do Dortmundu i poznałam cudownego mężczyznę jakim jest Robert. Bo tak naprawdę miłość nie wybiera. Ona jest i trwa w nas na dobre i na złe w szczęściu i smutku. Jej się nie da zostawić za sobą ponieważ już kiedyś była w naszym sercu co spowodowało taką, a nie inną reakcję. Można się przed nią bronić i uciekać, ale z biegiem czasu okażę się, że miała rację, że kochamy i chcemy być kochani i potrzebni. Taka jest właśnie miłość bezwarunkowa, bezduszna, prawdziwa i na zawsze...
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Przyszedł dzień, w którym trzeba coś zakończyć pożegnać się i powiedzieć sobie, że to był najlepszy czas w moim życiu. Pisanie tego opowiadania wiele dla mnie znaczyło.
Wiedziałam, że zawsze ktoś tu będzie i przeczyta moje ,,opowiadanie,, choćby z nudów, ale przeczyta.
Dlatego strasznie chciałam Wam podziękować za ogromną liczbę wyświetleń. Pewnie dla tych którzy mają po 20.000 wyświetleń to jest mało, ale dla mnie to wiele znaczy. Dziękuję również za komentarze jakie zostawialiście pod rozdziałami... Wszystko brałam do serca i próbowałam się do tego dostosować.
Chciałam Was jeszcze przeprosić za to, że nie dodałam epilogu 30 sierpnia jak obiecałam, ale nie miałam dostępu do internetu, a teraz wgl nie mam czasu na to...
Jeszcze dokładnie nie wiem czy zacznę od razu pisać nowego bloga. Bo teraz w moim życiu nadszedł trudny okres. Nie mam na nic czasu..treningi, harcerstwo, szkoła, przyjaciele, rodzina i wiele wiele innych rzeczy :/
Jeszcze raz Wam bardzo dziękuję i do zobaczenia mam nadzieję <333
,,Ktoś kiedyś mi powiedział, że to smutne gdy codziennie z mojego okna widzę zachód słońca... Dlaczego? Bo przykro codziennie patrzeć jak umiera dzień, o wiele lepiej patrzeć gdy wstaje; jak poranne promienie słońca przeganiają noc. Szkoda tylko, że wtedy zazwyczaj ludzie śpią...
I taka jest właśnie prawda, często nie widzimy gdy coś się zaczyna; widzimy to dopiero gdy już się kończy...,,
-Robert ? Co Ty wyprawiasz ?
-Jak to co aniołku ? Kocham Cię najmocniej na świecie- powiedział jak zwykle spokojnym i opanowanym głosem delikatnie przeczesując dłonią włosy
Podszedł do mnie w swoim czarnym, połyskującym garniturze z małym bukiecikiem w ręce. Był tak blisko, że czułam jego oddech i słyszałam rytm jaki wystukuję jego serce.
-Marika wyjedzie za mnie ?- zapytał patrząc mi prosto w oczy po czym uklęknął na prawe kolano
-Ja tak strasznie Cię kocham..Oczywiście, że tak- odparłam co zostało nagrodzone brawami przez naszych przyjaciół, którzy stali w rogu sali
-Tylko nie myśl, że możesz mnie, a w zasadzie już nas zostawiać- odparłam ze łzami w oczach
-Co ? O czym Ty mówisz ?
-Robert ja jestem w ciąży będziemy mieli dzidziusia- odparłam i przytuliłam bruneta jak najmocniej umiałam
-Aniołku tak strasznie Cię kocham- wyszeptał mi do ucha
Ta chwila mogła trwać wiecznie. Strasznie go kochałam i już teraz wiedziałam, że bez niego bym sobie nie poradziła. Przecież ktoś może powiedzieć, że to tylko mężczyzna wysoki, przystojny z niebieskimi oczami, ale tylko i wyłącznie mężczyzna. Jednak dla mnie on był całym światem wiedziała, że to dla niego każdego dnia będę wstawała i uświadamiała sobie, że muszę walczyć. Dla niego bo on tego pragnie, a ja mu nie mogę odmówić bo go strasznie kocham bo jest mój. To za niego oddałabym życie i zniosła wszystkie porażki i niepowodzenia. Bez niego nie byłoby mnie, nie byłoby tego wszystkiego czego potrzebowałam, aby normalnie funkcjonować.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale trzeba pana przygotować do operacji
-Tak oczywiście już idę
-Kochamy Cię Robert
-Ja też Was kocham aniołku
-Pamiętaj nie zostawiaj nas, masz dla kogo żyć
-Wiem to- odparł i pocałował mnie po czym wyszedł z sali
Po tym jak piłkarz opuścił pomieszczenie podzieliłam się dobrą nowiną z przyjaciółmi. Wszyscy zareagowali tak samo jak Robert nawet chłopcy mieli łzy w oczach...
Minęło 2 godziny, a nadal nic nie wiadomo. To siedzenie mnie zabija. Nie mogę tak bezczynnie siedzieć bo zaraz oszaleję- pomyślałam
Minęło sporo czasu kiedy w drzwiach pojawił się lekarz.
-Operacja się udała. Wszystko jest pod kontrolą. Jeszcze raz gratuluję- powiedział i uścisnął moją dłoń
Minął rok. Cały okrągły rok, a my z Robertem jesteśmy tacy sami jak wcześniej. Oprócz tego mamy jedno szczęście więcej, które ma na imię Antoś. Robert jest wspaniałym tatą i niesamowitym mężem. Kochamy się jak nigdy dotąd te doświadczenia zmieniły całe nasze życie. I pomyśleć, że to przez nieszczęśliwą miłość z Natanem wyjechałam do Dortmundu i poznałam cudownego mężczyznę jakim jest Robert. Bo tak naprawdę miłość nie wybiera. Ona jest i trwa w nas na dobre i na złe w szczęściu i smutku. Jej się nie da zostawić za sobą ponieważ już kiedyś była w naszym sercu co spowodowało taką, a nie inną reakcję. Można się przed nią bronić i uciekać, ale z biegiem czasu okażę się, że miała rację, że kochamy i chcemy być kochani i potrzebni. Taka jest właśnie miłość bezwarunkowa, bezduszna, prawdziwa i na zawsze...
^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^
Przyszedł dzień, w którym trzeba coś zakończyć pożegnać się i powiedzieć sobie, że to był najlepszy czas w moim życiu. Pisanie tego opowiadania wiele dla mnie znaczyło.
Wiedziałam, że zawsze ktoś tu będzie i przeczyta moje ,,opowiadanie,, choćby z nudów, ale przeczyta.
Dlatego strasznie chciałam Wam podziękować za ogromną liczbę wyświetleń. Pewnie dla tych którzy mają po 20.000 wyświetleń to jest mało, ale dla mnie to wiele znaczy. Dziękuję również za komentarze jakie zostawialiście pod rozdziałami... Wszystko brałam do serca i próbowałam się do tego dostosować.
Chciałam Was jeszcze przeprosić za to, że nie dodałam epilogu 30 sierpnia jak obiecałam, ale nie miałam dostępu do internetu, a teraz wgl nie mam czasu na to...
Jeszcze dokładnie nie wiem czy zacznę od razu pisać nowego bloga. Bo teraz w moim życiu nadszedł trudny okres. Nie mam na nic czasu..treningi, harcerstwo, szkoła, przyjaciele, rodzina i wiele wiele innych rzeczy :/
Jeszcze raz Wam bardzo dziękuję i do zobaczenia mam nadzieję <333
,,Ktoś kiedyś mi powiedział, że to smutne gdy codziennie z mojego okna widzę zachód słońca... Dlaczego? Bo przykro codziennie patrzeć jak umiera dzień, o wiele lepiej patrzeć gdy wstaje; jak poranne promienie słońca przeganiają noc. Szkoda tylko, że wtedy zazwyczaj ludzie śpią...
piątek, 8 sierpnia 2014
Rozdział 35
Byłam bezsilna kolejny etap w moim marnym życiu na którym nie mogłam zapanować. Biłam się z myślami każdy gest przypominał mi jego radosną twarz, jego oczy pełne ciepła i spokoju. Przez te kilka dni tak mi tego brakowało. A teraz wiem, że mogę to stracić już na zawsze. Ta myśl mnie przerażała. Nie wiedziałam jak sobie poradzę bez jego bliskości, czułości i tego pozytywnego spojrzenia na świat.
-Marika chcesz kawy ?
-Nie dziękuję- odparłam ocierając spływającą łzę
-Księżniczko ja wiem, że jest to dla Ciebie trudne, ale nie możesz ciągle o tym myśleć
-Reus przestań pieprzyć Ty nie byłeś przy szpitalnym łóżku kiedy Zuza umierała, nie widziałeś tego, nie wiesz co ona mi powiedziała, nie masz bladego pojęcia jak bardzo go kocham- wyszeptałam ostatkiem sił i upadłam na krzesło
-Dobrze przepraszam, ale to dlatego, że Cię kocham
-A Ty wiesz że dziewczyna Piotrka też zmarła na raka. Wpadł w narkotyki, alkohol, wylądował na odwyku
-Aż tak to przeżył ?
-Marco ja też tego nie przeżyję jak on, jak on
-Marika Robert wyzdrowieje. Oni jeszcze nie zrobili wszystkich badań, to nie jest do końca pewne może to jakaś cholerna pomyłka
-Obyś miał rację- powiedziałam i przełknęłam ślinę
Weszłam do sali i usiadłam przy szpitalnym łóżku. Patrzyłam na niego, takiego bezbronnego, całkiem innego niż codziennie. Chciałam mu powiedzieć jak bardzo mi go brakowało. Jak bardzo za nim tęsknie. I jak cholernie mi go brakowało. Wzięłam jego dłoń w moje.
-Jeszcze będzie dobrze, jeszcze zaświeci dla nas słońce, jeszcze świat będzie u naszych stóp, zobaczysz Robert- powiedziałam i uroniłam kilka łez nadal kurczowo ściskając jego dłoń
-Aniołku nie płacz jest wszystko dobrze. Ja jestem tylko zmęczony
-Robert to chyba nie jest tak
-Aniołku oczywiście że tak przytrzymają mnie tu jeszcze trochę i wszystko będzie jak dawniej
-Robert teraz nic nie będzie takie samo- odparłam i pocałowałam dłoń bruneta
-Marika o czym Ty mówisz ?
-Rober Ty...-nie dokończyłam bo do sali wszedł lekarz z pielęgniarkom
-Dzień Dobry czy mogłaby pani zostawić nas z pacjentem ?
-Tak oczywiście- powiedziałam i pocałowałam Roberta w czoło
Wyszłam powolnym krokiem trzepocząc rzęsami, aby nie rozpłakać się do reszty. Na korytarzu stał Marco od razu do mnie podbiegł.
-Wyprosili Cię ?
-Tak...Oni chyba chcą mu to powiedzieć. A jak się załamie ? Jak nie będzie chciał podjąć leczenia ? Jak mnie zostawi samą ?
-Przestań Robert to silny facet, nigdy nie odpuszcza, nigdy nie płacze, jest taki jak ojciec
-Właśnie a co z jego tatą ?
-Nie żyję, zmarł kiedy Robert miał zaledwie 16 lat, strasznie to przeżył
-To niemożliwe- zakończyłam kiedy otworzyły się drzwi
-Zrobiliśmy kompleksowe badania. Na razie wykazały one tylko guza w mózgu, musimy poczekać na resztę badań, aby sprawdzić czy nie ma przerzutów. Ale jesteśmy dobrej myśli. Badania będą dopiero za 2-3 tygodnie ponieważ zostały wysłane do Berlina. Nie ma sensu żeby pan Lewandowski tyle u nas leżał ponieważ jest dość silny, aby normalnie funkcjonować. Dodatkowo nie skarży się na żadne bóle. Zgłosi się po odbiór badań i wtedy zdecydujemy co dalej. Jeżeli wyniki nie wykażą przerzutów chcielibyśmy usunąć guza. To na razie tyle. Proszę być dobrej myśli to jest bardzo potrzebne pacjentowi- powiedział lekarz i podążył korytarzem wraz z pielęgniarkom
Nie czekając na słowa Marco weszłam do sali. Robert leżał z głową przechyloną na bok...,,Nie płaczę, jest silny, nie poddaje się,, gówno prawda jest tak samo słaby jak każdy w takiej sytuacji.
-Robert poradzimy sobie- powiedziałam przez płacz
-Sama w to nie wierzysz aniołku- przekręcił twarz i wtedy zobaczyłam w jego oczach łzy
-Wierzę i Ty też musisz, niedługo Cię wypiszą i zaczniesz żyć jak wcześniej
-Tak ze świadomością że mam to cholerstwo w mózgu
-Przecież nie możesz się poddać, nie możesz mnie samej zostawić
-Wiem to aniołku, chwila słabości to był szok jak się dowiedziałem Przepraszam Cię- zakończył a ja usiadłam przy jego łóżku.
I tak minął ten dzień jak i kolejne. On mówił że się nie podda, a ja udawałam że mu wierzę. Wiedziałam, że najchętniej już w tej chwili zacząłby płakać i mówić, że nie chcę żyć, ale ze względu na mnie jakoś się trzyma. I tak minęły cholernie długie dwa tygodnie. Robert dzisiaj wychodzi ze szpitala, ponieważ nie dostarczono jeszcze wyników, a leżeć też nie ma po co.
-Do widzenia panie Lewandowski mam nadzieję, że za tydzień będziemy się już żegnać z panem całkowicie zdrowym
-Tak też mam taką nadzieję !
Wyszliśmy ze szpitala i pierwsze co zrobiliśmy to skierowaliśmy się na stadion. Chłopcy mieli trening,a Robert chciał ich wszystkich zobaczyć. Weszliśmy przez ogromne drzwi i ruszyliśmy korytarzem prosto na murawę.
-Chcesz im powiedzieć ?- zapytałam łapiąc bruneta za rękę
-Muszę im to jakoś wyjaśnić, ale na wszelki wypadek trzymaj mnie za rękę- odparł z uśmiechem a ja dałam mu buziaka w policzek
Chłopcy biegali po boisku jak nigdy w ciszy i spokoju, nawet Jurgen na nich nie krzyczał tylko siedział z posępną miną przy bocznej linii boiska.
-Dzień Dobry trenerze
-Boże Robert jak dobrze że jesteś- krzyknął i przytulił piłkarza jak swojego własnego syna
-Robert !
-Lewy !
-Nareszcie !- zaczęli krzyczeć chłopcy i zbiegać się w stronę napastnika
Kiedy wszyscy już go wyściskali Robert chwycił moją dłoń. Wiedziałam, że chcę im o tym powiedzieć.
-Bo wiecie ja teraz nie trenowałem, bo to nie dlatego, że nie chciałem, bo wiecie ja- zaczął się jąkać, ale nikt mu nie ośmielił przerwać
-Bo to dlatego, że ja byłem w szpitalu
-To od tego, że zemdlałeś na treningu ?- zapytał Sahin
-Tak, ale to nie z przemęczenia. Dobra słuchajcie tylko proszę was nie użalajcie się nade mną bo i tak już mam tego dosyć...-po tych słowach każdy miał na twarzy wyrysowany smutek
-Oj żartowałem wracajcie do treningu, to tylko przemęczenie taki żart- odparł z uśmiechem i ponaglił, a by poszli kontynuować trening
-No słyszeliście chłopcy nic groźnego wracamy do gry- krzyknął Kloop i spojrzał porozumiewawczo na Roberta
-Słuchaj nie musisz im mówić oni wszystko rozumieją. Przecież jesteśmy rodziną. Co nie brat ?- powiedział Marco podchodząc na niebieskookiego mężczyzny
-Jasne, że tak brat- odparł i poklepał go po ramieniu
Po chwili siedzieliśmy już z Jurgenem obok linii i obserwowaliśmy trening.
-Mi oczu nie zamydlisz Robert mów co się dzieję
-Ale trenerze naprawdę nic
-Robert wydaję mi się, że powinien wiedzieć-szepnęłam mu do ucha
-Okey już. Bo trenerze chodzi o to, że ja nie wiem jak to powiedzieć
-Tak po prostu wyrzuć to z siebie
-Ja mam raka...Przepraszam muszę już iść-odparł niespodziewanie wstając i ruszając w kierunku wyjścia
-Nie jesteś z tym sam. Słyszysz ? My Cię będziemy wspierać, nie będziesz przez to przechodził sam. Robert prawdziwy mężczyzna też czasem płacze- powiedziałam i otarłam spływającą łzę
-Kocham Cię i nie chcę Cię stracić
-Nie stracisz- odparłam i pocałowałam bruneta po czym opuściliśmy murawę
Poszliśmy do jego domu. Od progu nasze usta były złączone, a myśli biegały jak oszalałe.
-Marika ja nie mogę..Nie chcę Cię skrzywdzić
-Robert co Ty opowiadasz..Możesz..Kocham Cię- powiedziałam i znów przylgnęłam do ciała mężczyzny
Minął tydzień w końcu nadszedł dzień odebrania wyników. Pojechaliśmy z Robertem do szpitala.
-Dzień Dobry nazywam się Robert Lewandowski dzisiaj miałem przyjechać po odbiór badań
-Tak proszę do gabinetu na wprost
Robert wszedł sam, a ja z niecierpliwością czekałam na niego na korytarzu. Po jakichś 30-u minutach pojawił się w drzwiach.
-Aniołku dzisiaj wieczorem mam operację. Tak strasznie się boję
-Kochanie nie ma czego. Jestem przy Tobie wszystko będzie dobrze, zobaczysz wyjdziesz z tego
-Dziękuję Ci bez Ciebie nie dał bym rady
-Nie dziękuj po prostu mnie nie zostawiaj
-I Promise
-Musisz zostać już w szpitalu ?
-Tak więc jakbyś mogła to przywieź mi parę rzeczy. Proszę kluczyki. Tylko jedź ostrożnie błagam Cię
-Dobrze będę za pół godziny
-Czekam aniołku- odparł i pocałował mnie w czoło
Zjechałam na parter i wyszłam szybkim krokiem na parking. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę domu. Niestety zatrzymała mnie pewna ważna wiadomość dlatego zadzwoniłam do Roberta i przekazałam, że jednak będę później. Punkt 18:00 zjawiłam się pod szpitalem. Wjechałam na 8 piętro i skierowałam się w stronę sali numer 9. Otworzyłam drzwi i łzy same zaczęły wypływać z moich oczu.
_________________________________________________________________
To był ostatni ,,rozdział,, jeszcze tylko epilog i KONIEC ;/
Nie chcę tego, ale zawsze jest początek i jest koniec...
Strasznie zżyłam się z tymi opowiadaniami i strasznie będę za nimi tęskniła...
Oczywiście mam zamiar zacząć pisać nowe, ale jeszcze dokładnie nie mam pomysłu na bohaterów i całą tą historię...
Pozdrawiam Was cieplutko i życzę udanych wakacji <jeszcze>...
Epilog pojawi się 30 sierpnia :*
Zostało 22 dni dacie radę mordki <3
Kocham Was bardzo mocno :*
-Marika chcesz kawy ?
-Nie dziękuję- odparłam ocierając spływającą łzę
-Księżniczko ja wiem, że jest to dla Ciebie trudne, ale nie możesz ciągle o tym myśleć
-Reus przestań pieprzyć Ty nie byłeś przy szpitalnym łóżku kiedy Zuza umierała, nie widziałeś tego, nie wiesz co ona mi powiedziała, nie masz bladego pojęcia jak bardzo go kocham- wyszeptałam ostatkiem sił i upadłam na krzesło
-Dobrze przepraszam, ale to dlatego, że Cię kocham
-A Ty wiesz że dziewczyna Piotrka też zmarła na raka. Wpadł w narkotyki, alkohol, wylądował na odwyku
-Aż tak to przeżył ?
-Marco ja też tego nie przeżyję jak on, jak on
-Marika Robert wyzdrowieje. Oni jeszcze nie zrobili wszystkich badań, to nie jest do końca pewne może to jakaś cholerna pomyłka
-Obyś miał rację- powiedziałam i przełknęłam ślinę
Weszłam do sali i usiadłam przy szpitalnym łóżku. Patrzyłam na niego, takiego bezbronnego, całkiem innego niż codziennie. Chciałam mu powiedzieć jak bardzo mi go brakowało. Jak bardzo za nim tęsknie. I jak cholernie mi go brakowało. Wzięłam jego dłoń w moje.
-Jeszcze będzie dobrze, jeszcze zaświeci dla nas słońce, jeszcze świat będzie u naszych stóp, zobaczysz Robert- powiedziałam i uroniłam kilka łez nadal kurczowo ściskając jego dłoń
-Aniołku nie płacz jest wszystko dobrze. Ja jestem tylko zmęczony
-Robert to chyba nie jest tak
-Aniołku oczywiście że tak przytrzymają mnie tu jeszcze trochę i wszystko będzie jak dawniej
-Robert teraz nic nie będzie takie samo- odparłam i pocałowałam dłoń bruneta
-Marika o czym Ty mówisz ?
-Rober Ty...-nie dokończyłam bo do sali wszedł lekarz z pielęgniarkom
-Dzień Dobry czy mogłaby pani zostawić nas z pacjentem ?
-Tak oczywiście- powiedziałam i pocałowałam Roberta w czoło
Wyszłam powolnym krokiem trzepocząc rzęsami, aby nie rozpłakać się do reszty. Na korytarzu stał Marco od razu do mnie podbiegł.
-Wyprosili Cię ?
-Tak...Oni chyba chcą mu to powiedzieć. A jak się załamie ? Jak nie będzie chciał podjąć leczenia ? Jak mnie zostawi samą ?
-Przestań Robert to silny facet, nigdy nie odpuszcza, nigdy nie płacze, jest taki jak ojciec
-Właśnie a co z jego tatą ?
-Nie żyję, zmarł kiedy Robert miał zaledwie 16 lat, strasznie to przeżył
-To niemożliwe- zakończyłam kiedy otworzyły się drzwi
-Zrobiliśmy kompleksowe badania. Na razie wykazały one tylko guza w mózgu, musimy poczekać na resztę badań, aby sprawdzić czy nie ma przerzutów. Ale jesteśmy dobrej myśli. Badania będą dopiero za 2-3 tygodnie ponieważ zostały wysłane do Berlina. Nie ma sensu żeby pan Lewandowski tyle u nas leżał ponieważ jest dość silny, aby normalnie funkcjonować. Dodatkowo nie skarży się na żadne bóle. Zgłosi się po odbiór badań i wtedy zdecydujemy co dalej. Jeżeli wyniki nie wykażą przerzutów chcielibyśmy usunąć guza. To na razie tyle. Proszę być dobrej myśli to jest bardzo potrzebne pacjentowi- powiedział lekarz i podążył korytarzem wraz z pielęgniarkom
Nie czekając na słowa Marco weszłam do sali. Robert leżał z głową przechyloną na bok...,,Nie płaczę, jest silny, nie poddaje się,, gówno prawda jest tak samo słaby jak każdy w takiej sytuacji.
-Robert poradzimy sobie- powiedziałam przez płacz
-Sama w to nie wierzysz aniołku- przekręcił twarz i wtedy zobaczyłam w jego oczach łzy
-Wierzę i Ty też musisz, niedługo Cię wypiszą i zaczniesz żyć jak wcześniej
-Tak ze świadomością że mam to cholerstwo w mózgu
-Przecież nie możesz się poddać, nie możesz mnie samej zostawić
-Wiem to aniołku, chwila słabości to był szok jak się dowiedziałem Przepraszam Cię- zakończył a ja usiadłam przy jego łóżku.
I tak minął ten dzień jak i kolejne. On mówił że się nie podda, a ja udawałam że mu wierzę. Wiedziałam, że najchętniej już w tej chwili zacząłby płakać i mówić, że nie chcę żyć, ale ze względu na mnie jakoś się trzyma. I tak minęły cholernie długie dwa tygodnie. Robert dzisiaj wychodzi ze szpitala, ponieważ nie dostarczono jeszcze wyników, a leżeć też nie ma po co.
-Do widzenia panie Lewandowski mam nadzieję, że za tydzień będziemy się już żegnać z panem całkowicie zdrowym
-Tak też mam taką nadzieję !
Wyszliśmy ze szpitala i pierwsze co zrobiliśmy to skierowaliśmy się na stadion. Chłopcy mieli trening,a Robert chciał ich wszystkich zobaczyć. Weszliśmy przez ogromne drzwi i ruszyliśmy korytarzem prosto na murawę.
-Chcesz im powiedzieć ?- zapytałam łapiąc bruneta za rękę
-Muszę im to jakoś wyjaśnić, ale na wszelki wypadek trzymaj mnie za rękę- odparł z uśmiechem a ja dałam mu buziaka w policzek
Chłopcy biegali po boisku jak nigdy w ciszy i spokoju, nawet Jurgen na nich nie krzyczał tylko siedział z posępną miną przy bocznej linii boiska.
-Dzień Dobry trenerze
-Boże Robert jak dobrze że jesteś- krzyknął i przytulił piłkarza jak swojego własnego syna
-Robert !
-Lewy !
-Nareszcie !- zaczęli krzyczeć chłopcy i zbiegać się w stronę napastnika
Kiedy wszyscy już go wyściskali Robert chwycił moją dłoń. Wiedziałam, że chcę im o tym powiedzieć.
-Bo wiecie ja teraz nie trenowałem, bo to nie dlatego, że nie chciałem, bo wiecie ja- zaczął się jąkać, ale nikt mu nie ośmielił przerwać
-Bo to dlatego, że ja byłem w szpitalu
-To od tego, że zemdlałeś na treningu ?- zapytał Sahin
-Tak, ale to nie z przemęczenia. Dobra słuchajcie tylko proszę was nie użalajcie się nade mną bo i tak już mam tego dosyć...-po tych słowach każdy miał na twarzy wyrysowany smutek
-Oj żartowałem wracajcie do treningu, to tylko przemęczenie taki żart- odparł z uśmiechem i ponaglił, a by poszli kontynuować trening
-No słyszeliście chłopcy nic groźnego wracamy do gry- krzyknął Kloop i spojrzał porozumiewawczo na Roberta
-Słuchaj nie musisz im mówić oni wszystko rozumieją. Przecież jesteśmy rodziną. Co nie brat ?- powiedział Marco podchodząc na niebieskookiego mężczyzny
-Jasne, że tak brat- odparł i poklepał go po ramieniu
Po chwili siedzieliśmy już z Jurgenem obok linii i obserwowaliśmy trening.
-Mi oczu nie zamydlisz Robert mów co się dzieję
-Ale trenerze naprawdę nic
-Robert wydaję mi się, że powinien wiedzieć-szepnęłam mu do ucha
-Okey już. Bo trenerze chodzi o to, że ja nie wiem jak to powiedzieć
-Tak po prostu wyrzuć to z siebie
-Ja mam raka...Przepraszam muszę już iść-odparł niespodziewanie wstając i ruszając w kierunku wyjścia
-Nie jesteś z tym sam. Słyszysz ? My Cię będziemy wspierać, nie będziesz przez to przechodził sam. Robert prawdziwy mężczyzna też czasem płacze- powiedziałam i otarłam spływającą łzę
-Kocham Cię i nie chcę Cię stracić
-Nie stracisz- odparłam i pocałowałam bruneta po czym opuściliśmy murawę
Poszliśmy do jego domu. Od progu nasze usta były złączone, a myśli biegały jak oszalałe.
-Marika ja nie mogę..Nie chcę Cię skrzywdzić
-Robert co Ty opowiadasz..Możesz..Kocham Cię- powiedziałam i znów przylgnęłam do ciała mężczyzny
Minął tydzień w końcu nadszedł dzień odebrania wyników. Pojechaliśmy z Robertem do szpitala.
-Dzień Dobry nazywam się Robert Lewandowski dzisiaj miałem przyjechać po odbiór badań
-Tak proszę do gabinetu na wprost
Robert wszedł sam, a ja z niecierpliwością czekałam na niego na korytarzu. Po jakichś 30-u minutach pojawił się w drzwiach.
-Aniołku dzisiaj wieczorem mam operację. Tak strasznie się boję
-Kochanie nie ma czego. Jestem przy Tobie wszystko będzie dobrze, zobaczysz wyjdziesz z tego
-Dziękuję Ci bez Ciebie nie dał bym rady
-Nie dziękuj po prostu mnie nie zostawiaj
-I Promise
-Musisz zostać już w szpitalu ?
-Tak więc jakbyś mogła to przywieź mi parę rzeczy. Proszę kluczyki. Tylko jedź ostrożnie błagam Cię
-Dobrze będę za pół godziny
-Czekam aniołku- odparł i pocałował mnie w czoło
Zjechałam na parter i wyszłam szybkim krokiem na parking. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w stronę domu. Niestety zatrzymała mnie pewna ważna wiadomość dlatego zadzwoniłam do Roberta i przekazałam, że jednak będę później. Punkt 18:00 zjawiłam się pod szpitalem. Wjechałam na 8 piętro i skierowałam się w stronę sali numer 9. Otworzyłam drzwi i łzy same zaczęły wypływać z moich oczu.
_________________________________________________________________
To był ostatni ,,rozdział,, jeszcze tylko epilog i KONIEC ;/
Nie chcę tego, ale zawsze jest początek i jest koniec...
Strasznie zżyłam się z tymi opowiadaniami i strasznie będę za nimi tęskniła...
Oczywiście mam zamiar zacząć pisać nowe, ale jeszcze dokładnie nie mam pomysłu na bohaterów i całą tą historię...
Pozdrawiam Was cieplutko i życzę udanych wakacji <jeszcze>...
Epilog pojawi się 30 sierpnia :*
Zostało 22 dni dacie radę mordki <3
Kocham Was bardzo mocno :*
poniedziałek, 28 lipca 2014
Rozdział 34
Rozmawialiśmy jeszcze długo wymieniając przyjazne uśmiechy.
Tak dawno na mojej twarzy nie malował się uśmiech, z oczu spływały łzy, a policzki były zapadnięte.
-To nie mógł być przypadek
-Proszę ?- zapytałam wyrwana ze swojej podświadomości
-No wiesz, że Ty i ja w tym parku
-Tak masz rację- poparłam swoją odpowiedź uśmiechem
-To co teraz zamierzasz ?- zapytał krzyżując ręce na karku
-Nie mam pojęcia. Pierwszy raz w życiu tak cholernie nie wiem co mam zrobić- odparłam i zaczęłam bawić się łyżeczką od kawy
-Przykro mi ja Ci nie mogę pomóc. Sama powinnaś podjąć decyzję
-Tylko, że ja nie umiem. Boję się, że cokolwiek zrobię to skrzywdzę Roberta
-Po pierwsze nie myśl tak, a po drugie ja już tak myślisz to przestań bo to są same głupoty
-Jaki Ty jesteś mądry !- pokręciłam z zachwytem głową
-Ja to zrozumiałem Ty też to zrozumiesz maleńka
-No przecież to życie jest takie proste i oczywiste- powiedziałam przekręcając oczami
-No widzisz oby tak dalej z takim nastawieniem- odparł i poklepał mnie po ramieniu
-Przepraszam- powiedziałam i zaczęłam szukać telefonu, który uparcie dzwonił w zakamarkach torebki
-Słucham
-Cześć Marika to ja Marco
-No cześć braciszku. Co tam u Ciebie ?
-Przyjeżdżaj natychmiast Robert leży w szpitalu
-Co o czym Ty mówisz ?
-Mieliśmy trening, źle się poczuł i po prostu zemdlał. Myślałem, że to z przemęczenia
-Marco co się stało ?
-Marika ja nie wiem, ale to chyba coś poważnego- powiedział i rozpłakał się do słuchawki
-Co ? O czym Ty mówisz ?- zapytałam ledwo słyszalnie
-Księżniczko ja sam w to nie wierzę przecież przechodzimy sezonowe badania. Jest mi strasznie przykro, że tak się o tym dowiadujesz- po tych słowach odłożyłam telefon
-Marika wszystko okey ?
-Tak jest idealnie kur*a !- krzyknęłam i wybiegłam z kawiarni
-Co się stało ?- zapytał Piotrek łapiąc mnie za rękę
-Nic !
-Marika ?
-Muszę natychmiast lecieć do Dortmundu
-Co ? Dlaczego ?
-Robert jest poważnie chory- odparłam i zaczęłam płakać
-Chodź zaprowadzę Cie do domu, zabukuję bilet i spakuję- powiedział i ujął mnie pod ramię
Po jakiś 25-u minutach byliśmy w domu. Nadal płakałam. Otworzyliśmy drzwi i weszliśmy na górę. Piotrek zabukował bilet. Lot miał odbyć się za godzinę. Po 20-u minutach byłam gotowa. Chłopak przekazał tylko wiadomość mamie i opuściliśmy dom. Po krótkim czasie znaleźliśmy się na lotnisku wszystko poszło sprawnie. Właśnie weszłam na pokład samolotu i zajęłam swoje miejsce. Było 3 minuty do odlotu kiedy obok mnie miejsce zajął Piotrek.
-Przecież bym Cię samej nie puścił w takim stanie- powiedział i otarł dłonią moje wilgotne policzki
Podróż minęła spokojnie. Wysiedliśmy na lotnisku, które było do bólu zapełnione.
-Zaczekaj muszę zadzwonić do Marco- powiedziałam i wyciągnęłam telefon z kieszeni
-Cześć Marco
-Cześć księżniczko
-W jakim szpitalu znajduję się Robert ?
-Leży w centrum na 8 piętrze pod dziewiątką
-Dziękuję- odparłam i się rozłączyłam
-I co ?
-Centrum jedziemy- odparłam i ruszyłam w kierunku postoju samochodów
Po około 15-u minutach byliśmy pod budynkiem. Wjechaliśmy na 8 piętro i wtedy zobaczyłam szyld z napisem ,,onkologia,,
-Piotrek to nieprawda...To nie może być prawda
-Uspokój się Marika
-Piotrek on ma raka ?
-Kochanie potrzeba czasu. Nie martw się teraz tym. Najważniejszy jest Robert pamiętaj- powiedział i pchnął drzwi prowadzące na oddział
Znaleźliśmy pokój z numerem 9. Drzwi były lekko uchylone. Popchnęłam je i moim oczom ukazał się śpiący Robert. Miał wpiętą kroplówkę i podłączone różne urządzenia.
-Nie dam rady Piotrek- szepnęłam i odwróciłam głowę
-Ależ dasz jesteś silną dziewczynką- odparł i mnie przytulił
Podeszłam do łóżka i delikatnie chwyciłam jego dłoń.
-Jestem aniołku, słyszysz już jestem i zawsze będę-wyszlochałam
Siedziałam przy nim do późnej nocy. W końcu w sali pojawił się Piotrek.
-Wszystko będzie dobrze- powiedział i spojrzał na Roberta
W moich oczach znów pojawiły się łzy. Chciałam umrzeć. Było mi tak cholernie źle, Piotrek musiał to zauważyć i po cichu opuścił salę.
-To niesprawiedliwe- szepnęłam i podeszłam do okna
-Dlaczego zabierasz ludzi których kocham ? Dlaczego ?- zapytałam i spojrzałam w niebo
-Nienawidzę Cię rozumiesz ! Nienawidzę !-krzyknęłam i zaczęłam uderzać rękoma o ścianę
Z moich kostek wyciekł ciepły strumyk krwi.
-Marika uspokój się- powiedział Piotrek i złapał mnie za ręce
-Nie chcę już żyć... Bez niego nie chcę już nic- powiedziałam i się rozpłakałam
-Powiedziałaś że będziesz zawsze aniołku- usłyszałam szept, który dawał mi to upragnione ukojenie
-Robert
-Proszę Cię aniołku
-Tak strasznie Cię kocham- po tych słowach z jego oczu spłynęły dwie nadzwyczaj słone łzy...
<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<
Czy to koniec ? Sama jeszcze nie wiem... Chyba nie umiałabym pożegnać się z wami w ten sposób. Oczywiście nie obiecuję że zakończenie będzie szczęśliwe, ale mogę obiecać że jeszcze jeden rozdział na pewno będzie...
Szkoda że pewne sprawy uświadamiamy sobie dopiero wtedy gdy możemy je stracić ***
Tak dawno na mojej twarzy nie malował się uśmiech, z oczu spływały łzy, a policzki były zapadnięte.
-To nie mógł być przypadek
-Proszę ?- zapytałam wyrwana ze swojej podświadomości
-No wiesz, że Ty i ja w tym parku
-Tak masz rację- poparłam swoją odpowiedź uśmiechem
-To co teraz zamierzasz ?- zapytał krzyżując ręce na karku
-Nie mam pojęcia. Pierwszy raz w życiu tak cholernie nie wiem co mam zrobić- odparłam i zaczęłam bawić się łyżeczką od kawy
-Przykro mi ja Ci nie mogę pomóc. Sama powinnaś podjąć decyzję
-Tylko, że ja nie umiem. Boję się, że cokolwiek zrobię to skrzywdzę Roberta
-Po pierwsze nie myśl tak, a po drugie ja już tak myślisz to przestań bo to są same głupoty
-Jaki Ty jesteś mądry !- pokręciłam z zachwytem głową
-Ja to zrozumiałem Ty też to zrozumiesz maleńka
-No przecież to życie jest takie proste i oczywiste- powiedziałam przekręcając oczami
-No widzisz oby tak dalej z takim nastawieniem- odparł i poklepał mnie po ramieniu
-Przepraszam- powiedziałam i zaczęłam szukać telefonu, który uparcie dzwonił w zakamarkach torebki
-Słucham
-Cześć Marika to ja Marco
-No cześć braciszku. Co tam u Ciebie ?
-Przyjeżdżaj natychmiast Robert leży w szpitalu
-Co o czym Ty mówisz ?
-Mieliśmy trening, źle się poczuł i po prostu zemdlał. Myślałem, że to z przemęczenia
-Marco co się stało ?
-Marika ja nie wiem, ale to chyba coś poważnego- powiedział i rozpłakał się do słuchawki
-Co ? O czym Ty mówisz ?- zapytałam ledwo słyszalnie
-Księżniczko ja sam w to nie wierzę przecież przechodzimy sezonowe badania. Jest mi strasznie przykro, że tak się o tym dowiadujesz- po tych słowach odłożyłam telefon
-Marika wszystko okey ?
-Tak jest idealnie kur*a !- krzyknęłam i wybiegłam z kawiarni
-Co się stało ?- zapytał Piotrek łapiąc mnie za rękę
-Nic !
-Marika ?
-Muszę natychmiast lecieć do Dortmundu
-Co ? Dlaczego ?
-Robert jest poważnie chory- odparłam i zaczęłam płakać
-Chodź zaprowadzę Cie do domu, zabukuję bilet i spakuję- powiedział i ujął mnie pod ramię
Po jakiś 25-u minutach byliśmy w domu. Nadal płakałam. Otworzyliśmy drzwi i weszliśmy na górę. Piotrek zabukował bilet. Lot miał odbyć się za godzinę. Po 20-u minutach byłam gotowa. Chłopak przekazał tylko wiadomość mamie i opuściliśmy dom. Po krótkim czasie znaleźliśmy się na lotnisku wszystko poszło sprawnie. Właśnie weszłam na pokład samolotu i zajęłam swoje miejsce. Było 3 minuty do odlotu kiedy obok mnie miejsce zajął Piotrek.
-Przecież bym Cię samej nie puścił w takim stanie- powiedział i otarł dłonią moje wilgotne policzki
Podróż minęła spokojnie. Wysiedliśmy na lotnisku, które było do bólu zapełnione.
-Zaczekaj muszę zadzwonić do Marco- powiedziałam i wyciągnęłam telefon z kieszeni
-Cześć Marco
-Cześć księżniczko
-W jakim szpitalu znajduję się Robert ?
-Leży w centrum na 8 piętrze pod dziewiątką
-Dziękuję- odparłam i się rozłączyłam
-I co ?
-Centrum jedziemy- odparłam i ruszyłam w kierunku postoju samochodów
Po około 15-u minutach byliśmy pod budynkiem. Wjechaliśmy na 8 piętro i wtedy zobaczyłam szyld z napisem ,,onkologia,,
-Piotrek to nieprawda...To nie może być prawda
-Uspokój się Marika
-Piotrek on ma raka ?
-Kochanie potrzeba czasu. Nie martw się teraz tym. Najważniejszy jest Robert pamiętaj- powiedział i pchnął drzwi prowadzące na oddział
Znaleźliśmy pokój z numerem 9. Drzwi były lekko uchylone. Popchnęłam je i moim oczom ukazał się śpiący Robert. Miał wpiętą kroplówkę i podłączone różne urządzenia.
-Nie dam rady Piotrek- szepnęłam i odwróciłam głowę
-Ależ dasz jesteś silną dziewczynką- odparł i mnie przytulił
Podeszłam do łóżka i delikatnie chwyciłam jego dłoń.
-Jestem aniołku, słyszysz już jestem i zawsze będę-wyszlochałam
Siedziałam przy nim do późnej nocy. W końcu w sali pojawił się Piotrek.
-Wszystko będzie dobrze- powiedział i spojrzał na Roberta
W moich oczach znów pojawiły się łzy. Chciałam umrzeć. Było mi tak cholernie źle, Piotrek musiał to zauważyć i po cichu opuścił salę.
-To niesprawiedliwe- szepnęłam i podeszłam do okna
-Dlaczego zabierasz ludzi których kocham ? Dlaczego ?- zapytałam i spojrzałam w niebo
-Nienawidzę Cię rozumiesz ! Nienawidzę !-krzyknęłam i zaczęłam uderzać rękoma o ścianę
Z moich kostek wyciekł ciepły strumyk krwi.
-Marika uspokój się- powiedział Piotrek i złapał mnie za ręce
-Nie chcę już żyć... Bez niego nie chcę już nic- powiedziałam i się rozpłakałam
-Powiedziałaś że będziesz zawsze aniołku- usłyszałam szept, który dawał mi to upragnione ukojenie
-Robert
-Proszę Cię aniołku
-Tak strasznie Cię kocham- po tych słowach z jego oczu spłynęły dwie nadzwyczaj słone łzy...
<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<<
Czy to koniec ? Sama jeszcze nie wiem... Chyba nie umiałabym pożegnać się z wami w ten sposób. Oczywiście nie obiecuję że zakończenie będzie szczęśliwe, ale mogę obiecać że jeszcze jeden rozdział na pewno będzie...
Szkoda że pewne sprawy uświadamiamy sobie dopiero wtedy gdy możemy je stracić ***
środa, 2 lipca 2014
Rozdział 33
Obudziłam się dopiero następnego ranka. Promienie słońca wdzierały się do mojego pokoju przez zasłonięte rolety. Przykryłam głowę poduszką i próbowałam zasnąć. Niestety nie było mi to dane...
-Marika mogę wejść- usłyszałam ciepły głos matki
-Nie nie możesz
-Córciu ale dzwoni Lenka
-To powiedz, że mnie nie ma- odparłam a ona wkroczyła do mnie do pokoju
-Już daję- powiedziała do słuchawki i podała mi telefon
-Dziękuję- rzuciłam sarkastycznie w stronę rodzicielki
-Co tam Len ?
-Dlaczego nie odbierasz swojego telefonu do jasnej cholery ?
-Bo go zgubiłam
-Dać dziecku zabawkę !
-Dobra co chciałaś ?
-Wracaj do nas księżniczko !
-Marco ?
-A kto inny jak nie Twój kochany blondyn
-Tęsknie i strasznie Cię kocham Reus
-Ja Ciebie też dlatego wogóle nie rozumiem dlaczego wyjechałaś
-Tak będzie lepiej
-Ciekawe dla kogo ?
-Dal mnie na pewno !
-Nie sądzę, ale wrócimy do tej rozmowy bo ktoś puka i musimy otworzyć
-Okey Kocham Was
-My Ciebie też...papa
Odłożyłam telefon i wstałam z łóżka. Zeszłam po schodach na dół i skierowałam się do kuchni.
-Zjesz ze mną śniadanie ?
-Nie dziękuję muszę zaraz wyjść
-Gdzie ? Wszyscy są w Niemczech
-Może wracam do Dortmundu
-Naprawdę ? Już ?
-Nie !
-Dziecko nie zachowuj się tak w stosunku do mnie
-Dobra skończ pieprzyć- odparłam i poszłam na górę
-Marika mogę wejść- usłyszałam ciepły głos matki
-Nie nie możesz
-Córciu ale dzwoni Lenka
-To powiedz, że mnie nie ma- odparłam a ona wkroczyła do mnie do pokoju
-Już daję- powiedziała do słuchawki i podała mi telefon
-Dziękuję- rzuciłam sarkastycznie w stronę rodzicielki
-Co tam Len ?
-Dlaczego nie odbierasz swojego telefonu do jasnej cholery ?
-Bo go zgubiłam
-Dać dziecku zabawkę !
-Dobra co chciałaś ?
-Wracaj do nas księżniczko !
-Marco ?
-A kto inny jak nie Twój kochany blondyn
-Tęsknie i strasznie Cię kocham Reus
-Ja Ciebie też dlatego wogóle nie rozumiem dlaczego wyjechałaś
-Tak będzie lepiej
-Ciekawe dla kogo ?
-Dal mnie na pewno !
-Nie sądzę, ale wrócimy do tej rozmowy bo ktoś puka i musimy otworzyć
-Okey Kocham Was
-My Ciebie też...papa
Odłożyłam telefon i wstałam z łóżka. Zeszłam po schodach na dół i skierowałam się do kuchni.
-Zjesz ze mną śniadanie ?
-Nie dziękuję muszę zaraz wyjść
-Gdzie ? Wszyscy są w Niemczech
-Może wracam do Dortmundu
-Naprawdę ? Już ?
-Nie !
-Dziecko nie zachowuj się tak w stosunku do mnie
-Dobra skończ pieprzyć- odparłam i poszłam na górę
Ubrana się w to:
opuściłam dom.
Wyszłam z domu i udałam się w stronę parku. Szłam dłuższą chwilę aż w końcu znalazłam się na mojej ulubionej ławce. Znów zaczęłam rozmyślać nawet na chwilę nie mogłam się od tego uwolnić.
-Zgadnij kto ?- zapytał ktoś trzymając dłonie na moich oczach i pochylając się nade mną
-Nie wiem, ale masz fenomenalny krem do rąk i nieziemskie perfumy- stwierdziłam
-Zgadłaś to właśnie ja- odpowiedział zdejmując dłonie z oczu, momentalnie odwróciłam głowę
-To Ty ? Ten koleś z parku ?
-Tak w rzeczy samej
-A Ty wiesz, że ja żartowałam z tym kremem i perfumami ?
-Oczywiście, że tak jaśnie pani
-Czego chcesz ?
-Znalazłem Twój telefon
-Naprawdę znalazłeś go ?
-Tak się przestraszyłaś Alexa, że musiał Ci wypaść
-Tak tak fascynujące oddaj mi go
-Znaleźne się należy
-Ile chcesz ?
-Kasa ? Nie przyjmuję w takiej walucie
-A w jakiej ?
-Buziak
-Słucham ?
-Chcesz ten telefon czy nie ?- nie powiem propozycja była kusząca w końcu nie taka ofiara z niego, ale od razu się nie zgodzę, żeby nie było, że ja to jakaś pierwsza lepsza
-Nie pocałuje Cię nigdy w życiu
-Oj weź przestań wiem, że tego chcesz
-Oprócz serca mam trochę mózgu
-To weź go wyłącz na chwilę
-W policzek ?-zapytał i zaczęłam się śmiać
-Za policzek to mogę Ci oddać ewentualnie pokrowiec
-Dobra nie to nie goń się leszczu
-Dobra już dobra w policzek- powiedział chłopak i się przybliżył
Podeszłam do niego i szybko zbliżyłam twarz do jego, a ten drań odwrócił głowę
-Ty idioto miało być w policzek
-Daj spokój !
-Skończony dupek !
-Weź się nie wkurzaj bo jak jesteś taka zdenerwowana to zaczynasz mi się podobać
-Co proszę ?
-Żartowałem przecież. Ty zawsze mi się podobasz
-Marysia ?
-Nie Piotrek- po tej odpowiedzi wpadłam w niepohamowany śmiech
-A Ty o tym, że narkotyki...To nie marysia
-O Boże mój brzuch jak boli- mówiłam przez śmiech
-Bez przesady to nie było takie śmieszne
-Uwierz było- odparłam przytrzymując się ramienia chłopaka
-Dobra już ogarniamy się a Ty jak masz na imię ?
-Marika
-Ooo jakie piękne imię
-Dziękuję Bardzo Twoje też jest cudowne wiesz, że zawsze mówiłam mamie, że będę miała synka o imieniu Piotruś- odparłam siadając na ławce
-Jak słodko
-Wiesz co przepraszam Cię za tego idiotę i wogóle
-A ja za wariatkę i te inne- odparł i objął mnie ramieniem
-Może pójdziemy na kawę i ciastko ?
-Pewnie chodźmy- odparł i podniósł się z ławki
Szliśmy alejkami parku aż wreszcie dotarliśmy do pobliskiej kafejki. Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsca przy stoliku dla dwóch osób.
-Co tu robisz ?
-Mieszkam znaczy mieszkałam
-A teraz gdzie masz swoje miejsce ?
-Sama nie wiem kilka miesięcy temu wyjechałam do Dortmundu a teraz jestem tutaj
-Dlaczego wróciłaś ?
-Życie się skomplikowało nie miałam już na nic sił chciałam odpocząć. A Ty ?
-Przeprowadziłem się tu rok z temu z Warszawy
-Dlaczego ?
-Moja młodsza siostra trenuję siatkówkę dostała propozycje od klubu więc zostawiliśmy wszystko i jesteśmy
-Jesteś z tego zadowolony ?
-Powiedzmy, że nie mam większych zastrzeżeń
-To dobrze
-A Ty co robisz w życiu ?
-Dostaję po dupie od losu
-Widzę że kogoś nie oszczędzało życie
-Życie jak życie powiedziałabym, że raczej ludzie głównie mężczyźni
-Co się dzieję ?- zapytał łapiąc mnie za rękę
-Nic po prostu jak o tym myślę to chcę mi się płakać... Jestem beznadziejna
-Nie wolno tak o sobie mówić, lepiej opowiedz co się stało
-Nic takiego po prostu chłopak któremu bezgranicznie ufałam i kochałam zdradził mnie potem następny, a potem się zakochałam
-Bez wzajemności ?
-Nie po prostu nie umiemy się kochać jednocześnie się nie raniąc
-Jak to ?
-Tak po prostu
-Kochasz go nadal ?
-Cholernie- odparłam i wytarłam spływającą łzę
-To po co wróciłaś ?
-Jak Ty nic nie rozumiesz
-Właśnie wszystko doskonale rozumiem, jeżeli się kogoś kocha to nie można pozwolić mu odejść, nie można za wszelką cenę
-Wszystko w porządku ?
-Nic nie jest w porządku do końca życia będzie mi się śniła jej blada twarz, jej puste oczy, które wypełnione były szarością i smutkiem, jej usta, które po mimo tego że były zamknięte krzyczały, błagały o pomoc- powiedział przez zaciśnięte zęby i uronił kilka łez
-Nie wiem co powiedzieć strasznie mi przykro
-Mi też
-To była Twoja miłość ?
-Kochałem ją strasznie mimo tego, że czasami myślałem żeby to wszystko zostawić i się poddać, a kiedy okazało się, że zostało jej 3 tygodnie nic już nie było takie same
-Była chora ?
-Ten cholerny nowotwór niszczył ją od środka. Nie mogłem patrzeć na to ja z każdym dniem staję się coraz bledsza i chudsza
-Musiałeś przeżywać piekło
-Tak było po tym jak odeszła miałem depresję, wpadłem w alkohol i narkotyki i w końcu wylądowałem na odwyku
-A teraz ?
-Jest okey oczywiście każdego dnia o niej myślę, ale próbuję sobie to tłumaczyć
-To dobrze, że sobie tak radzisz
-Dziękuję
-Jesteś cudownym człowiekiem
-Każdy kto ma w sobie odrobinę empatii postąpił by tak samo...dlatego teraz jestem wyczulony na tym punkcie i uważam, że nie powinnaś pozwolić mu odejść
-Jakaś cześć mnie chciałaby przy nim być, ale reszta podpowiada, że to nie jest najlepsze rozwiązanie
-Posłuchaj serca
-Naprawdę ?
-Jasne, że tak Twoje szczęście jest najważniejsze, a będziesz je miała tylko u jego boku
-Dziękuję- odparłam i przytuliłam chłopaka
-Nie ma za co strasznie się cieszę, że Cię poznałem w końcu mogłem powiedzieć komuś co tak naprawdę czuję jak czasami jest mi cholernie ciężko i nie mam na nic sił
-Wcale Ci się nie dziwię
-Fajnie jest mieć obok siebie kogoś kto Cie rozumie
-Miło Mi- powiedziałam i wzięłam łyk kawy
***
Jak obiecałam jest rozdział przed wyjazdem. Mam nadzieję, że wam się spodoba :)
Chciałam jeszcze powiedzieć, że niedługo koniec tego bloga. Nie mam już więcej pomysłów na tę historię. Sądzę, że jeszcze dwa rozdziały i The End.
Pozdrawiam Was i życzę udanych i słonecznych wakacji :*
poniedziałek, 23 czerwca 2014
Rozdział 32
Mijałam kolejne ulice i nadal przed oczami miałam twarz Roberta. Jego oczy, usta, nos wszystko widziałam jak na dłoni. Wszystko tak realne i idealne. Chciałam go przytulić i powiedzieć jako bardzo go kocham jego uśmiech, spojrzenie i gesty. Chciałam też wykrzyczeć mu prosto w twarz jak czasami go nienawidzę , że to przez jego słowa nie mogę zasnąć bo w mojej głowie walczą ze sobą pożądanie z nienawiścią. Zamknęłam oczy by dać im odpocząć.
-Wszystko się ułoży młoda damo
-Słucham ?- zapytam wyrwana ze swojej podświadomości
-Mówię, że wszystko będzie dobrze
-Tak to takie oczywiste- odparłam z ironią w głosie
-Wy młodzi kłócicie się potem godzicie i tak na zmianę a i tak na koniec jesteście razem
-Skąd pan wie, że płaczę przez mężczyznę
-A przez co może płakać taka piękna dziewczyna
-Pomyślmy może przez...-ugryzłam się w język
-Może przez ?
-Nieważne !- odparłam i odwróciłam głowę w kierunku okna
Po chwili znów usłyszałam znajomy głos.
-Jesteśmy na miejscu
-Dziękuję Bardzo..Do widzenia
-Do widzenia i pamiętaj, że walczy się o wszystko i do końca- odparł i zasalutował na pożegnanie
Wyjęłam rączkę z walizki i powędrowałam ścieżką do drzwi wejściowych. Przycisnęłam klamkę i pociągnęłam drzwi.
-Córuś ! Co Ty tu robisz ?
-Przyjechałam was odwiedzić i przy okazji odpocząć, ale widzę, że Ty przez cały dzień odpoczywasz ! Nie poszłaś dzisiaj do pracy ?
-A widzisz jakoś tak wyszło
-Mamuś co się dzieję ?
-Nic słonko idź na górę odpocznij troszkę pewnie jesteś zmęczona
-Mamo przecież widzę- odparłam i poszłam do salonu przechodząc obok rodzicielki
-Jak dwie krople wody jesteś bardzo podobna do mamy Mariko !- powiedział jakiś mężczyzna w rozpiętej koszuli i z rumieńcem na twarzy
-Przepraszam, że przeszkodziłam !-krzyknęłam i ruszyłam w stronę drzwi
-Kochanie to nie tak jak myślisz
-Nie no pewnie jestem głupią idiotką i nie widzę co tu się dzieję, a zresztą wiesz co nie obchodzi mnie to
-Marika zaczekaj porozmawiamy
-Ciekawe o czym Ty chcesz ze mną rozmawiać ? Chociaż wiem pogadajmy gdzie wyjedziemy w tym roku na wakacje, albo wiesz co lepszy pomysł gdzie spędzimy święta ! Co wy na to ?- zapytałam wściekła
-Marika przestań w tej chwili nie podnoś na mnie głosu
-Młoda damo Twoja mama ma rację nie powinnaś się tak do niej zwracać
-Słucham ? Pan chcę mi zastąpić ojca czy co ? Może chcę pan mnie zacząć wychowywać ? Jakoś nie jestem chętna proszę sobie rządzić u siebie w domu a nie tutaj
-Dziewczyno opamiętaj się krzywdzisz swoją matkę
-A pan pomyślał jak moja matka mnie krzywdzi ? Jak krzywdzi mojego ojca ? Rozwala pan naszą rodzinę !
-To była moja decyzja Marika- powiedziała ze łzami w oczach mama
-Oboje jesteście siebie warci...Nienawidzę Cię Mamo-wyszeptałam w kierunku rodzicielki po czym jak najszybciej opuściłam dom
Pobiegłam w kierunku parku. Byłam mega zła na matkę jak ona mogła mi, ojcu to zrobić...
Usiadłam na skraju ławki podkulając kolana pod brodę. Moje oczy znów zrobiły się szkliste. Nie wiedziałam co mam myśleć. Po mojej głowie przelatywało tysiąc myśli. Z ciszy która panowała wokół wyrwał mnie dźwięk telefonu.
-Cześć Marika jak Ci minęła podróż ?
-Dobrze Natuś- odparłam i pociągnęłam nosem
-Co się dzieję ?
-Nic takiego
-Właśnie słyszę mów mi natychmiast !
-Przyjechałam do domu i wiesz co zobaczyłam ? Jakiegoś kolesia zapinającego koszulę. Moja matka znalazła sobie nowego faceta. Rozumiesz to ?
-Twoja matka ?
-Tak moja matka. Wyobraź sobie, że chciał zacząć mnie uświadamiać jak się powinnam zwracać do niej a jak nie powinnam. Dupek ! Co on zamierza zastąpić mi ojca ?
-Marika pewnie, że nie tatę masz tylko jednego
-Przepraszam Cię, ale nie chcę o tym gadać oddzwonię później. Kocham i pozdrawiam
-My Ciebie też. Cześć kochanie- odparła i zakończyła połączenie
Wstałam z ławki i ruszyłam żwirową ścieżka. Niebo było bezchmurne. Słońce ogrzewało moja i tak suchą twarz. Wiał ciepły wiatr, który targał moje proste włosy. Cudowny dzień na poznanie kochanka matki- pomyślałam spuszczając wzrok
Nagle poczułam szarpanie za nogawkę.
-Zostaw mnie Ty głupi psie- krzyknęłam i wskoczyłam na ławkę
-Alex do nogi w tej chwili ! Alex !- krzyknął chłopak biegnąc w moim kierunku
-Niedobry pies !- krzyknęła ponownie i wdrapał się wyżej
-Ooooo jej- wrzasnęłam i zaczęłam przebierać nogami
-Mam Cię- powiedział chłopak łapiąc mnie w ramiona
-Co Ty wyprawiasz ?
-Złapałem Cię bo byś spadła na ziemię ?
-To wina Twojego psa
-Mojego psa ? Trzeba było nie zachowywać się jak wariatka !
-To przecież Twój pies mnie zaatakował
-Wyczuł wariatkę to zaatakował
-Dobra weź skończ i mnie odstaw !
-Proszę- powiedział chłopak stawiając mnie na ziemi
-Dziękuję, Cześć
-Cześć
Całą nogawkę mi rozerwał ten wściekły kundel. Właściciela też ma niezłego oboje siebie warci- pomyślałam podwijając porwany kawałek spodni
-Hej zaczekaj piękna
-Nie nazywaj mnie tak i się odpieprz
-Piękna nie spinaj się tak chciałem Cię tylko przeprosić
-Weź skończ i mnie zostaw
-Zaczekaj- krzyknął i chwycił mnie za rękę
-Nie dotykaj mnie ja Cię nie znam
-No to się poznamy
-Jakoś nie mam ochoty
-No weź piękna daj mi szansę
-Już dałam zbyt wiele- odparłam i wyrwałam się z uścisku
-Hej że jakiś frajer ma Cię w dupie to nie znaczy że każdy jest taki jak on
-Gówno wiesz o życiu- odpowiedziałam i pokazałam chłopakowi środkowego palca
-Dobra weź pieprz się !
-Z Tobą chętnie- krzyknęłam sarkastycznie i powędrowałam ścieżką
Co za typ myśli, że ja jest trochę przystojny to może tak do mnie mówić. Weszłam do pierwszej napotkanej kawiarni i zamówiłam kawę. Po chwili zorientowałam się że zgubiłam telefon.To pewnie przez tego kundla- pomyślałam biorąc łyk napoju
Po kilkunastu minutach wyszłam na zewnątrz. Pogoda była niezmienna wciąż było ciepło i słonecznie. Postanowiłam wybrać się na poszukiwania hotelu. Po chwili jednak zrezygnowałam z tych planów bo nie chciałam wydawać pieniędzy w błoto. Niech stracę wrócę do domu, ale nie zamierzam z nią
rozmawiać- pomyślałam biorąc głęboki oddech
Po jakiś 30-u minutach byłam pod domem. Weszłam jak najciszej umiałam, ale i tak zostałam zauważona.
-Marika w końcu jesteś- powiedziała a ja bez słowa weszłam na górę
-Przestań kochanie nie gniewaj się na mnie ja Ci wszystko wyjaśnię
-Bo jest co wyjaśniać- nie wytrzymałam
-Jak było w Dortmundzie ? Na ile przyjechałaś ?- zapytała a ja zdołałam tylko przewrócić oczami
-Kochanie co się dzieję ?
-Jesteś ostatnią osobą z którą bym chciała o tym rozmawiać a teraz wyjdź- odparłam i wskazałam palcem drzwi nie odwracając wzroku od okna
-Rozumiem mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni
-Wyjdź !- powiedziałam głośniej i otarłam spływająca po policzku łzę
-Nie chciałam tego naprawdę tego nie chciałam- zakończyła zamykając drzwi
Wtuliłam głowę w poduszkę. Cały świat wywrócił mi się do góry nogami. Miałam nadzieję, że przynajmniej w domu zaznam trochę spokoju a tu taka niespodzianka- pomyślałam zamykając oczy
*******************************************
Tak wiem dawno mnie tu nie było za co strasznie przepraszam.
Za dwa tygodnie wyjeżdżam, ale mam zamiar umieścić następny rozdział
jeszcze przed moim wyjazdem, ale jak to wyjdzie nie mam pojęcia.
-Wszystko się ułoży młoda damo
-Słucham ?- zapytam wyrwana ze swojej podświadomości
-Mówię, że wszystko będzie dobrze
-Tak to takie oczywiste- odparłam z ironią w głosie
-Wy młodzi kłócicie się potem godzicie i tak na zmianę a i tak na koniec jesteście razem
-Skąd pan wie, że płaczę przez mężczyznę
-A przez co może płakać taka piękna dziewczyna
-Pomyślmy może przez...-ugryzłam się w język
-Może przez ?
-Nieważne !- odparłam i odwróciłam głowę w kierunku okna
Po chwili znów usłyszałam znajomy głos.
-Jesteśmy na miejscu
-Dziękuję Bardzo..Do widzenia
-Do widzenia i pamiętaj, że walczy się o wszystko i do końca- odparł i zasalutował na pożegnanie
Wyjęłam rączkę z walizki i powędrowałam ścieżką do drzwi wejściowych. Przycisnęłam klamkę i pociągnęłam drzwi.
-Córuś ! Co Ty tu robisz ?
-Przyjechałam was odwiedzić i przy okazji odpocząć, ale widzę, że Ty przez cały dzień odpoczywasz ! Nie poszłaś dzisiaj do pracy ?
-A widzisz jakoś tak wyszło
-Mamuś co się dzieję ?
-Nic słonko idź na górę odpocznij troszkę pewnie jesteś zmęczona
-Mamo przecież widzę- odparłam i poszłam do salonu przechodząc obok rodzicielki
-Jak dwie krople wody jesteś bardzo podobna do mamy Mariko !- powiedział jakiś mężczyzna w rozpiętej koszuli i z rumieńcem na twarzy
-Przepraszam, że przeszkodziłam !-krzyknęłam i ruszyłam w stronę drzwi
-Kochanie to nie tak jak myślisz
-Nie no pewnie jestem głupią idiotką i nie widzę co tu się dzieję, a zresztą wiesz co nie obchodzi mnie to
-Marika zaczekaj porozmawiamy
-Ciekawe o czym Ty chcesz ze mną rozmawiać ? Chociaż wiem pogadajmy gdzie wyjedziemy w tym roku na wakacje, albo wiesz co lepszy pomysł gdzie spędzimy święta ! Co wy na to ?- zapytałam wściekła
-Marika przestań w tej chwili nie podnoś na mnie głosu
-Młoda damo Twoja mama ma rację nie powinnaś się tak do niej zwracać
-Słucham ? Pan chcę mi zastąpić ojca czy co ? Może chcę pan mnie zacząć wychowywać ? Jakoś nie jestem chętna proszę sobie rządzić u siebie w domu a nie tutaj
-Dziewczyno opamiętaj się krzywdzisz swoją matkę
-A pan pomyślał jak moja matka mnie krzywdzi ? Jak krzywdzi mojego ojca ? Rozwala pan naszą rodzinę !
-To była moja decyzja Marika- powiedziała ze łzami w oczach mama
-Oboje jesteście siebie warci...Nienawidzę Cię Mamo-wyszeptałam w kierunku rodzicielki po czym jak najszybciej opuściłam dom
Pobiegłam w kierunku parku. Byłam mega zła na matkę jak ona mogła mi, ojcu to zrobić...
Usiadłam na skraju ławki podkulając kolana pod brodę. Moje oczy znów zrobiły się szkliste. Nie wiedziałam co mam myśleć. Po mojej głowie przelatywało tysiąc myśli. Z ciszy która panowała wokół wyrwał mnie dźwięk telefonu.
-Cześć Marika jak Ci minęła podróż ?
-Dobrze Natuś- odparłam i pociągnęłam nosem
-Co się dzieję ?
-Nic takiego
-Właśnie słyszę mów mi natychmiast !
-Przyjechałam do domu i wiesz co zobaczyłam ? Jakiegoś kolesia zapinającego koszulę. Moja matka znalazła sobie nowego faceta. Rozumiesz to ?
-Twoja matka ?
-Tak moja matka. Wyobraź sobie, że chciał zacząć mnie uświadamiać jak się powinnam zwracać do niej a jak nie powinnam. Dupek ! Co on zamierza zastąpić mi ojca ?
-Marika pewnie, że nie tatę masz tylko jednego
-Przepraszam Cię, ale nie chcę o tym gadać oddzwonię później. Kocham i pozdrawiam
-My Ciebie też. Cześć kochanie- odparła i zakończyła połączenie
Wstałam z ławki i ruszyłam żwirową ścieżka. Niebo było bezchmurne. Słońce ogrzewało moja i tak suchą twarz. Wiał ciepły wiatr, który targał moje proste włosy. Cudowny dzień na poznanie kochanka matki- pomyślałam spuszczając wzrok
Nagle poczułam szarpanie za nogawkę.
-Zostaw mnie Ty głupi psie- krzyknęłam i wskoczyłam na ławkę
-Alex do nogi w tej chwili ! Alex !- krzyknął chłopak biegnąc w moim kierunku
-Niedobry pies !- krzyknęła ponownie i wdrapał się wyżej
-Ooooo jej- wrzasnęłam i zaczęłam przebierać nogami
-Mam Cię- powiedział chłopak łapiąc mnie w ramiona
-Co Ty wyprawiasz ?
-Złapałem Cię bo byś spadła na ziemię ?
-To wina Twojego psa
-Mojego psa ? Trzeba było nie zachowywać się jak wariatka !
-To przecież Twój pies mnie zaatakował
-Wyczuł wariatkę to zaatakował
-Dobra weź skończ i mnie odstaw !
-Proszę- powiedział chłopak stawiając mnie na ziemi
-Dziękuję, Cześć
-Cześć
Całą nogawkę mi rozerwał ten wściekły kundel. Właściciela też ma niezłego oboje siebie warci- pomyślałam podwijając porwany kawałek spodni
-Hej zaczekaj piękna
-Nie nazywaj mnie tak i się odpieprz
-Piękna nie spinaj się tak chciałem Cię tylko przeprosić
-Weź skończ i mnie zostaw
-Zaczekaj- krzyknął i chwycił mnie za rękę
-Nie dotykaj mnie ja Cię nie znam
-No to się poznamy
-Jakoś nie mam ochoty
-No weź piękna daj mi szansę
-Już dałam zbyt wiele- odparłam i wyrwałam się z uścisku
-Hej że jakiś frajer ma Cię w dupie to nie znaczy że każdy jest taki jak on
-Gówno wiesz o życiu- odpowiedziałam i pokazałam chłopakowi środkowego palca
-Dobra weź pieprz się !
-Z Tobą chętnie- krzyknęłam sarkastycznie i powędrowałam ścieżką
Co za typ myśli, że ja jest trochę przystojny to może tak do mnie mówić. Weszłam do pierwszej napotkanej kawiarni i zamówiłam kawę. Po chwili zorientowałam się że zgubiłam telefon.To pewnie przez tego kundla- pomyślałam biorąc łyk napoju
Po kilkunastu minutach wyszłam na zewnątrz. Pogoda była niezmienna wciąż było ciepło i słonecznie. Postanowiłam wybrać się na poszukiwania hotelu. Po chwili jednak zrezygnowałam z tych planów bo nie chciałam wydawać pieniędzy w błoto. Niech stracę wrócę do domu, ale nie zamierzam z nią
rozmawiać- pomyślałam biorąc głęboki oddech
Po jakiś 30-u minutach byłam pod domem. Weszłam jak najciszej umiałam, ale i tak zostałam zauważona.
-Marika w końcu jesteś- powiedziała a ja bez słowa weszłam na górę
-Przestań kochanie nie gniewaj się na mnie ja Ci wszystko wyjaśnię
-Bo jest co wyjaśniać- nie wytrzymałam
-Jak było w Dortmundzie ? Na ile przyjechałaś ?- zapytała a ja zdołałam tylko przewrócić oczami
-Kochanie co się dzieję ?
-Jesteś ostatnią osobą z którą bym chciała o tym rozmawiać a teraz wyjdź- odparłam i wskazałam palcem drzwi nie odwracając wzroku od okna
-Rozumiem mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni
-Wyjdź !- powiedziałam głośniej i otarłam spływająca po policzku łzę
-Nie chciałam tego naprawdę tego nie chciałam- zakończyła zamykając drzwi
Wtuliłam głowę w poduszkę. Cały świat wywrócił mi się do góry nogami. Miałam nadzieję, że przynajmniej w domu zaznam trochę spokoju a tu taka niespodzianka- pomyślałam zamykając oczy
*******************************************
Tak wiem dawno mnie tu nie było za co strasznie przepraszam.
Za dwa tygodnie wyjeżdżam, ale mam zamiar umieścić następny rozdział
jeszcze przed moim wyjazdem, ale jak to wyjdzie nie mam pojęcia.
Piotrek- czuły, kochający, szczery i do bólu wrażliwy. Chcę, aby każdy był szczęśliwy i nigdy nie zaznał smutku i tęsknoty. W swoim życiu bardzo dużo przeżył. Poznając przypadkiem Marikę nie wiedział, że dziewczyna odmieni jego życie...
Nie widziałam cię już od miesiąca.
I nic. Jestem może bledsza,
Trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
Lecz widać można żyć bez powietrza.
I nic. Jestem może bledsza,
Trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
Lecz widać można żyć bez powietrza.
wtorek, 27 maja 2014
Rozdział 31
-No w końcu jesteś
-Wiesz co Marika myślałem, że ten świat jest przynajmniej trochę sprawiedliwy
-Marco co się dzieję ?
-Nic takiego
-Przecież widzę znam Cię trochę i wiem kiedy jest coś nie tak
-Chodzi o Roberta on ma całe życie pod górkę
-O czym Ty mówisz ?
-Traktuję go jak brata strasznie go szanuję i nie pozwolę by ktokolwiek go krzywdził
-Reus do jasnej cholery jaśniej !
-Miał dzisiaj pierwszą rozprawę rozwodową. Wszystko miało się odbyć bez kamer i dziennikarzy, ale szanowna pani Ania zmieniła zdanie i nawet wiem kto ją do tego namówił
-Wojtek ?
-Pewnie że tak zeznawał przeciwko Robertowi w sądzie
-On ? Przecież do niedawna to był jego przyjaciel
-Masz rację do niedawna Robert stracił do niego całkiem zaufanie
-Pewnie się teraz czuję fatalnie
-No w najlepszym nastroju nie jest
-To co my tu tak stoimy jedźmy do niego
-Nie chciał pomocy
-Nie obchodzi mnie to w tej chwili wsiadamy do samochodu i jedziemy
Po kilku minutach byliśmy pod domem Lewandowskiego. Stanęliśmy przed drzwiami piłkarza i zaczęliśmy pukać. Odpowiadała nam cisza. W końcu zmęczona oparłam się o drzwi i poleciałam z hukiem na podłogę.
-Nic Ci nie jest księżniczko ?
-Bawi Cię to Reus?-zapytałam zirytowana
-Ani trochę-odparł i podał mi dłoń
W mieszkaniu świeciło pustakami zaczęliśmy się rozglądać. Po chwili nasze starania przyniosły rezultaty. Napastnik leżał w sypialni wpatrując się w okno.
-Hej wszystko będzie dobrze-przywitała go Lenka
-Co ?-odparł i odwrócił głowę w naszą stronę
-Mahomet nie chciał przyjść do góry, góra przyszła do Mahometa- skwitowała Natalia
-Dziękuję ale na prawdę nie musieliście
-Przestań Robert jesteś naszym przyjacielem
-Dziękuję wam z całego serca- powiedział i podniósł się z łóżka
Zeszliśmy na dół i usieliśmy na kanapie w salonie. Zaczęliśmy rozmawiać o tym co się stało w sądzie byłam przerażona jak Anka z Wojtkiem mogli z nim tak postąpić. Przecież do niedawna to były dwie najważniejsze osoby w jego życiu, a teraz to dwaj najgorsi wrogowie. To niebywałe jak jeden dzień może zmienić całe nasze życie. Na dobre i na złe zawsze razem przyrzekali sobie te słowa, a teraz tak jakby nic ich nie łączyło. To straszne jak bardzo ludzie potrafią sobie wyrządzić krzywdę słowami. To straszne jak bardzo się nawzajem ranimy jak nie potrafimy ze sobą porozmawiać zwierzyć się pocieszyć i zaufać. To przecież małe gesty, czyny świadczą o człowieku dlaczego tak po prostu nie potrafimy przeprosić, wybaczyć, zapomnieć ?
Codziennie każdy z nas napotyka jakieś przeszkody, ale skrywa to w sobie bo nie chcę być gorszy od innych nie chcę pokazać światu że sobie nie radzi z własnym życiem, że najnormalniej w świecie wszystko zaczyna go przerastać...
-Dlaczego Robert dlaczego nie potrafisz mi zaufać ?-wyszeptałam i wszystkie twarze skupiły się na mnie
-Słucham Marika ?
-Przepraszam was na chwilę-odparłam i wyszłam na zewnątrz
Usiadłam na betonowym murku i zaczęłam wpatrywać się w chodnik. Miałam ochotę wykrzyczeć jak bardzo mam dosyć życia jak bardzo nie raz chciałam ze sobą skończyć, ale nie potrafiłam. Po policzku spłynęła pierwsza łza potem druga i następna.
-Zbyt wiele osób mnie zawiodło przepraszam-usłyszałam ciche słowa za plecami
-Ale ja nie jestem jakąś tam osobą jestem Mariką przecież mnie znasz wiesz, że Cię strasznie kocham i po mimo tego, że nie raz się ranimy to nie potrafię tego przekreślić tego co jest między nami
-Aniołku zrozum ja też Cię strasznie kocham, ale nie chcę Cię dłużej ranić. Muszę sobie poukładać swoje życie muszę rozwiązać moje problemy
-Mówisz że mnie kochasz, że jestem najważniejsza, a uważasz że ja nie widzę, że jak opowiadasz o Ani to masz łzy w oczach. Robert Ty ją nadal kochasz nie potrafisz inaczej
-Nie kocham jej zbyt wiele razy mnie zraniła
-Jeżeli się kogoś kocha to się jej to wybacza i Ty masz taki stosunek do Ani kiedy się poznaliśmy zakochałam się w Tobie, a Ty się mną tylko i wyłącznie zauroczyłeś nic więcej, a gdy zobaczyłeś, że możesz stracić Anie to uświadomiłeś sobie co jest dla Ciebie najważniejsze
-Własnie uświadomiłem sobie, że to Ty
-Przestań Robert widzę że kochasz Anie nie chcę być tą drugą
-Aniołku to nie tak
-Przepraszam, ale to koniec musimy to zakończyć Robert ja już nie mam sił na to wszystko
-Co Ty wygadujesz Marika
-Przepraszam-odparłam i odeszłam w stronę domu Marco
Po około 20-u minutach byłam w domu. Włączyłam laptopa i zabukowałam bilet na samolot do Polski. Lot miał być za 40 min zostały ostatnie dwa wolne miejsca. Odłożyłam sprzęt i zaczęłam się pakować. Zniosłam walizkę i zaczęłam wrzucać wszystkie rzeczy do środka. Po około 20- minutach byłam gotowa zadzwoniłam po taxi i wyszłam na zewnątrz. Po chwili samochód był pod domem. Wsiadając zobaczyłam podjeżdżający samochód.
-Księżniczko zaczekaj !-krzyczał Marco
-Proszę jechać-odparłam
Było 10 minut do odlotu stałam już w kolejce do samolotu kiedy poczułam czyjeś dłonie w talii.
-Chciałaś mnie zostawić bez pożegnania ?
-Tak by było lepiej-odparłam wtulając się w tors Reusa
Wyściskałam się ze wszystkimi i powiedziałam jak bardzo ich kocham i jak bardzo będzie mi ich brakować.
Wsiadłam do samolotu i zajęłam swoje miejsce. Włożyłam słuchawki w uszy i zatraciłam się w widoku za oknem. Podróż minęła spokojnie bez żadnych komplikacji. Na lotnisku nie było dużego ruchu. Dało się oddychać powiedzmy. Odnalazłam swój bagaż i wyszłam na zewnątrz.
-Aniołku zaczekać ! -usłyszałam czyjś krzyk
-Robert co Ty tu robisz ?
-Chcesz tego naprawdę tego chcesz ?
-Robert ja już inaczej nie potrafię
-Poradzimy sobie z tym zobaczysz tylko mi zaufaj
-Przepraszam Robert
-Nie przepraszaj tylko wracaj ze mną do Dortmundu
-Muszę iść samochód czeka
-Nie zostawiaj mnie samego aniołku nie teraz nie w tej chwili
-Tu się to wszystko zaczęło i tu się wszystko skończy-powiedziała i złożyłam na jego ustach pocałunek po czym ze łzami w oczach wsiadłam do samochodu po raz ostatni widząc szkliste oczy bruneta, którego tak bardzo kochałam...
-Wiesz co Marika myślałem, że ten świat jest przynajmniej trochę sprawiedliwy
-Marco co się dzieję ?
-Nic takiego
-Przecież widzę znam Cię trochę i wiem kiedy jest coś nie tak
-Chodzi o Roberta on ma całe życie pod górkę
-O czym Ty mówisz ?
-Traktuję go jak brata strasznie go szanuję i nie pozwolę by ktokolwiek go krzywdził
-Reus do jasnej cholery jaśniej !
-Miał dzisiaj pierwszą rozprawę rozwodową. Wszystko miało się odbyć bez kamer i dziennikarzy, ale szanowna pani Ania zmieniła zdanie i nawet wiem kto ją do tego namówił
-Wojtek ?
-Pewnie że tak zeznawał przeciwko Robertowi w sądzie
-On ? Przecież do niedawna to był jego przyjaciel
-Masz rację do niedawna Robert stracił do niego całkiem zaufanie
-Pewnie się teraz czuję fatalnie
-No w najlepszym nastroju nie jest
-To co my tu tak stoimy jedźmy do niego
-Nie chciał pomocy
-Nie obchodzi mnie to w tej chwili wsiadamy do samochodu i jedziemy
Po kilku minutach byliśmy pod domem Lewandowskiego. Stanęliśmy przed drzwiami piłkarza i zaczęliśmy pukać. Odpowiadała nam cisza. W końcu zmęczona oparłam się o drzwi i poleciałam z hukiem na podłogę.
-Nic Ci nie jest księżniczko ?
-Bawi Cię to Reus?-zapytałam zirytowana
-Ani trochę-odparł i podał mi dłoń
W mieszkaniu świeciło pustakami zaczęliśmy się rozglądać. Po chwili nasze starania przyniosły rezultaty. Napastnik leżał w sypialni wpatrując się w okno.
-Hej wszystko będzie dobrze-przywitała go Lenka
-Co ?-odparł i odwrócił głowę w naszą stronę
-Mahomet nie chciał przyjść do góry, góra przyszła do Mahometa- skwitowała Natalia
-Dziękuję ale na prawdę nie musieliście
-Przestań Robert jesteś naszym przyjacielem
-Dziękuję wam z całego serca- powiedział i podniósł się z łóżka
Zeszliśmy na dół i usieliśmy na kanapie w salonie. Zaczęliśmy rozmawiać o tym co się stało w sądzie byłam przerażona jak Anka z Wojtkiem mogli z nim tak postąpić. Przecież do niedawna to były dwie najważniejsze osoby w jego życiu, a teraz to dwaj najgorsi wrogowie. To niebywałe jak jeden dzień może zmienić całe nasze życie. Na dobre i na złe zawsze razem przyrzekali sobie te słowa, a teraz tak jakby nic ich nie łączyło. To straszne jak bardzo ludzie potrafią sobie wyrządzić krzywdę słowami. To straszne jak bardzo się nawzajem ranimy jak nie potrafimy ze sobą porozmawiać zwierzyć się pocieszyć i zaufać. To przecież małe gesty, czyny świadczą o człowieku dlaczego tak po prostu nie potrafimy przeprosić, wybaczyć, zapomnieć ?
Codziennie każdy z nas napotyka jakieś przeszkody, ale skrywa to w sobie bo nie chcę być gorszy od innych nie chcę pokazać światu że sobie nie radzi z własnym życiem, że najnormalniej w świecie wszystko zaczyna go przerastać...
-Dlaczego Robert dlaczego nie potrafisz mi zaufać ?-wyszeptałam i wszystkie twarze skupiły się na mnie
-Słucham Marika ?
-Przepraszam was na chwilę-odparłam i wyszłam na zewnątrz
Usiadłam na betonowym murku i zaczęłam wpatrywać się w chodnik. Miałam ochotę wykrzyczeć jak bardzo mam dosyć życia jak bardzo nie raz chciałam ze sobą skończyć, ale nie potrafiłam. Po policzku spłynęła pierwsza łza potem druga i następna.
-Zbyt wiele osób mnie zawiodło przepraszam-usłyszałam ciche słowa za plecami
-Ale ja nie jestem jakąś tam osobą jestem Mariką przecież mnie znasz wiesz, że Cię strasznie kocham i po mimo tego, że nie raz się ranimy to nie potrafię tego przekreślić tego co jest między nami
-Aniołku zrozum ja też Cię strasznie kocham, ale nie chcę Cię dłużej ranić. Muszę sobie poukładać swoje życie muszę rozwiązać moje problemy
-Mówisz że mnie kochasz, że jestem najważniejsza, a uważasz że ja nie widzę, że jak opowiadasz o Ani to masz łzy w oczach. Robert Ty ją nadal kochasz nie potrafisz inaczej
-Nie kocham jej zbyt wiele razy mnie zraniła
-Jeżeli się kogoś kocha to się jej to wybacza i Ty masz taki stosunek do Ani kiedy się poznaliśmy zakochałam się w Tobie, a Ty się mną tylko i wyłącznie zauroczyłeś nic więcej, a gdy zobaczyłeś, że możesz stracić Anie to uświadomiłeś sobie co jest dla Ciebie najważniejsze
-Własnie uświadomiłem sobie, że to Ty
-Przestań Robert widzę że kochasz Anie nie chcę być tą drugą
-Aniołku to nie tak
-Przepraszam, ale to koniec musimy to zakończyć Robert ja już nie mam sił na to wszystko
-Co Ty wygadujesz Marika
-Przepraszam-odparłam i odeszłam w stronę domu Marco
Po około 20-u minutach byłam w domu. Włączyłam laptopa i zabukowałam bilet na samolot do Polski. Lot miał być za 40 min zostały ostatnie dwa wolne miejsca. Odłożyłam sprzęt i zaczęłam się pakować. Zniosłam walizkę i zaczęłam wrzucać wszystkie rzeczy do środka. Po około 20- minutach byłam gotowa zadzwoniłam po taxi i wyszłam na zewnątrz. Po chwili samochód był pod domem. Wsiadając zobaczyłam podjeżdżający samochód.
-Księżniczko zaczekaj !-krzyczał Marco
-Proszę jechać-odparłam
Było 10 minut do odlotu stałam już w kolejce do samolotu kiedy poczułam czyjeś dłonie w talii.
-Chciałaś mnie zostawić bez pożegnania ?
-Tak by było lepiej-odparłam wtulając się w tors Reusa
Wyściskałam się ze wszystkimi i powiedziałam jak bardzo ich kocham i jak bardzo będzie mi ich brakować.
Wsiadłam do samolotu i zajęłam swoje miejsce. Włożyłam słuchawki w uszy i zatraciłam się w widoku za oknem. Podróż minęła spokojnie bez żadnych komplikacji. Na lotnisku nie było dużego ruchu. Dało się oddychać powiedzmy. Odnalazłam swój bagaż i wyszłam na zewnątrz.
-Aniołku zaczekać ! -usłyszałam czyjś krzyk
-Robert co Ty tu robisz ?
-Chcesz tego naprawdę tego chcesz ?
-Robert ja już inaczej nie potrafię
-Poradzimy sobie z tym zobaczysz tylko mi zaufaj
-Przepraszam Robert
-Nie przepraszaj tylko wracaj ze mną do Dortmundu
-Muszę iść samochód czeka
-Nie zostawiaj mnie samego aniołku nie teraz nie w tej chwili
-Tu się to wszystko zaczęło i tu się wszystko skończy-powiedziała i złożyłam na jego ustach pocałunek po czym ze łzami w oczach wsiadłam do samochodu po raz ostatni widząc szkliste oczy bruneta, którego tak bardzo kochałam...
"Bo dziś jest dzień, który coś zamyka
z kimś trzeba się rozstać, coś opuścić trzeba
i choć serce krzyczeć każe - milczeć trzeba"
Subskrybuj:
Posty (Atom)